Jednym spośród licznych symboli Turcji jest postać wirującego derwisza. Za jedno z najciekawszych przeżyć podczas podróży do tego kraju, uznaje się pokaz ich „tańca”. Ludzie zachwycają się rytmicznym, nieprzerwanym ruchem wirujących mężczyzn w białych sukniach. Jak do teatru przychodzą oglądać ich praktykę na całym świecie, płacąc ogromne pieniądze za… no właśnie… za co?
Tureccy wirujący derwisze to adepci związani z wywodzącą się z Konyi tariką (bractwem) sufich – mistyków religii muzułmańskiej. Mewlewijja, zainicjowana w XIII wieku przez Rumiego (Mevlanę), jednego z najważniejszych poetów islamu (a obecnie jednego z najlepiej sprzedających się autorów poezji w USA) jest tariką znaną przede wszystkim z charakterystycznej praktyki medytacji w ruchu. Jednak „sama”, czyli monotonny ruch ciała towarzyszący wymawianiu imion Boga (zikr) był znany sufim już w IX w. Już wtedy budził kontrowersje wśród islamskich teologów i prawników.



Mewlewici swoim tańcem naśladowali cykliczność przyrody – od kurzu unoszącego się w powietrzu widzianego w promieniach słońca, poprzez ćmę wirującą wokół płomienia świecy, aż po orbitujące gwiazdy, księżyce i planety. Wprowadzali tym samym swoje ciało w trans – trans, który miał przybliżać ich do Boga będącego centrum egzystencji. „Spektakl” wirujących derwiszy jest więc w rzeczywistości formą oddanej modlitwy, gdzie cały scenariusz, a nawet każdy poszczególny ruch ma symboliczne znaczenie.
Pod wpływem intensywnego ruchu, ciało produkuje endorfiny, które w odpowiedniej ilości doprowadzają człowieka do stanu niemal narkotycznej ekstazy. W przeszłości ludność całego świata wykorzystywała tę własność w trakcie rytuałów o różnorodnym charakterze.
Dla Rumiego muzyka i taniec są metaforami tęsknoty i pragnienia powrotu do Boga, a miłość jest ścieżką, która do Niego prowadzi. W jednym z poematów mistyk pisze:
„Serce jest światłem świata, w błysku dusza wzlata.
Serce kiedy zatańczy, dusza, klaszcząc nadchodzi.”
To właśnie miłości Rumi poświęca w swych tekstach najwięcej uwagi. Używa on niekiedy przenośni, które odnoszą się do sfery erotycznej i doświadczeń narkotycznych, przez co ludzie czytając jego poezje w sposób bezpośredni, nie znając jej kontekstu, zmieniają znaczenie jego twórczości.


W Konyi, w pierwszym miejscu praktyki duchowej szkoły Rumiego – zwykle zobaczyć można pokazy wirujących derwiszy za darmo, jednak ze względu na ograniczenia zwiazane z pandemią zostały one odwołane.
Odwiedziliśmy jednak jego mauzoleum, znajdujące się na terenie kompleksu. Pozostaje ono istotnym miejscem pielgrzymek dla sufich z całego świata. Zdecydowanie czuć tu aurę wyjątkowości. Ludzie przyjeżdżają odwiedzić jego grób widząc w nim poetę, mistrza, szejka. Spotkać więc można tu ludzi o różnych poglądach i pochodzeniu.




Historia sufich w Turcji ma jednak dość przykre zakończenie – w latach 1926-1927 decyzją założyciela Republiki Tureckiej – Attaturka – kompleks budynków będący ośrodkiem derwiszy został przemieniony w Muzeum Mevlany. W całym kraju zdelegalizowano działalność bractw sufich tworząc podwaliny nowego sekularnego państwa. Miało to wpływ na zanik autentyczności opisywanych tradycji i stopniowe przekształcenie ich w turystyczną atrakcję.
Z jednej strony, będąc ogromnie zaintrygowana, bardzo żałuję, że nie mogliśmy zobaczyć tego niesamowitego tańca, a z drugiej, niechętnie myślę o oglądaniu go jedynie jako teatralnego performansu, pozbawione duchowego znaczenia i kontekstu.
Konya, która niegdyś była stolicą Turcji Seldżuckiej, pozostaje dziś jednym z głównych ośrodków pielgrzymek dla muzułmanów z regionów Europy i Azji, a w samej Turcji uznaje się ją za centrum życia religijnego. Pomimo swoich ogromnych rozmiarów, miasto zrobiło na nas pozytywne wrażenie. Zachwyca ono nie tylko opowieściami o praktykach wirujących derwiszy, ale też ciekawą architekturą i istotnym znaczeniem na kartach historii.
I znów czegoś się dowiedziałem.
PolubieniePolubienie